Od początku twórczość Roberta Jaworskiego silnie inspirowały podróże, obrazy powstawały według własnoręcznie robionych podczas wędrówek zdjęć. Od ostatniej wystawy/wyprawy minęło jedynie półtora roku. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że w ciągu tak krótkiego czasu artysta uśmiercił cały swój dotychczasowy dorobek. Obecna ekspozycja ma charakter graniczny. Galeria postaci po trosze egzotycznych, po trosze naiwnych, jakby wyjętych z płócien „malarzy dnia siódmego”, ustępuje miejsca architekturze, a ta z kolei zbyt gładka, idealizowana – zamienia się w semantyczny znak – karmnik dla ptaków. W ostatnich dwóch cyklach Karmnikach i Górach lodowych neutralne białe tło zaciera granice obrazów. Można odnieść wrażenie, że konstrukcje karmników wychodzą prosto ze ścian. Ta zachłanna aneksja przestrzeni poza płótnem i skala czynią z nich niepokojące fantazmaty jakby wyjęte z dziecięcych wspomnień. Karmnik Jaworskiego to również metafora domu, który, jak twierdzi, pozostał jedynie zredukowanym przestrzennie ośrodkiem wielokierunkowego przepływu informacji. Miejsce rodziny i emocji coraz częściej zajmuje internet i telewizor, a funkcje mieszkalne ograniczają się tylko do spania i jedzenia. Odnajdujemy w tej filozofii Jaworskiego-anarchistę, apelującego o odrzucenie instytucjonalizmu i wszelkich naleciałości kulturowych.
Jaworski ewoluuje szybko. Wydaje się odrzucać wszystko, co budowało poprzednią wystawę – Oranżerię. Znikają ludzie – jako zbyt bezpośredni, znika kolor. Jedno pozostaje niezmienne – inspiracja. Ciągle są nią podróże, ale teraz wzbogacone o wektor przestrzeni wewnętrznej. Malując abstrakcję Gór lodowych Jaworski myśli o Spitsbergenie, Ziemi Ognistej, o czytanych w dzieciństwie wyprawach Amundsena. Imaginarium sztuki ogranicza się tu do kilku zaledwie pocztówek i romantycznych pejzaży Friedricha. Być może dlatego czujemy obcość. Nie oswoiliśmy kulturowo arktycznej natury. W obliczu tych podbiegunowych pejzaży widz staje się intruzem, jakby naruszał odwieczny ład. Cisza i wieczne teraz przenoszą punkt ciężkości ze świata zewnętrznego w głąb samego siebie. Idealne tło dla introspekcji i medytacji. Jaworski przywołuje esej Herberta o wyprawie polarników, którzy zmuszeni do przezimowania na kole podbiegunowym, zbili drewnianą budę, na której namalowali okienko i drzwi. Nieracjonalna potrzeba udomowienia i estetyzacji “ziemi jałowej” jawi się tu jak depozyt ludzkich tęsknot i wysiłków. Odwołując się do Herberta, Jaworski sam deklaruje wiarę w przedmiot, nie banalnie ładny, lecz wielopłaszczyznowy, piękny nośnik emocji. Z tej perspektywy arktyczne twory natury to coś więcej, niż tylko na wpół abstrakcyjny efektowny landszaft. Przefiltrowane przez wrażliwość artysty, stają się dziwną emocjonalną zadrą, do której nie można przywyknąć i na którą nie da się zobojętnieć.
Kurator wystawy:
Katarzyna Haber-Pułtorak