Galeria Apteka Sztuki

Ogród za domem
Darek Pala
8–30 sierpnia 2025

Menu

Wesprzyj nas w naszej misji, tworząc zlecenie stałe: 88 1240 6074 1111 0010 2007 8790

Pozyskane środki przeznaczamy na rozwój Zakładu Aktywności Zawodowej Galerii Apteka Sztuki

Wystawa: Na cmentarzu miejsce sprzedam | Bogna Gniazdowska | Czerwiec–Lipiec 2025

O wystawie

Na cmentarzu miejsce sprzedam

Zabrała beztroskę, w zamian dała czas na myślenie, bezludność i obawy.

Taka była moja Pandemia. Wtedy zaczęły powstawać obrazy roślinne – kwiaty, a wśród nich irysy – symbole życia i śmierci, ziemi i podziemi. Następne były organy – anatomiczne formy, wreszcie abstrakcje geometryczne. Malowanie, rysowanie miało zająć myśli, odciągało, wyciągało z marazmu zmartwień. Pozwalało też uwolnić się od tego, w czym byłam usadowiona od bez mała 40 lat. Ze służby ludziom i zwierzętom – starym, chorym, potrzebującym. Nosząc na plecach ich bolączki, wspierałam, sama nie będąc mocarzem. Przez lata moje potrzeby i plany bywały bladym odbiciem mrzonek rojonych przed zaśnięciem. Sztuka stała się wytchnieniem i ucieczką. Teraźniejszość była dla mnie od lat trudna. Łatwiejsza była wiadoma przeszłość lub nierealna przyszłość.

Kiedyś ułudę kontroli pozwalały zatrzymać portrety malowane ze starych zdjęć. Teraz oswajaniem teraźniejszości jest malowanie przyrody z obserwacji, rysowanie organicznych tkanek i figur. Intymny dziennik uczuć i nastrojów. Opowiadacz mojego świata, szczery tyle, na ile to możliwe. Kolory, dukt pędzla, grudki zaschniętej farby, ślad kredki, są moim odciskiem na ziemi. Nie jest to mowa jasna i bezpośrednia, lecz tylko taką potrafię władać. To mowa podobna poezji. Pandemia minęła, a ja zmieniona zapadłam niestety, na chorobę nieuleczalną, ostateczną i trudną. Świadomość życia jest teraz dla mnie dużą próbą. Choroba jest, panoszy się, zabiera siły, krzyżuje plany, odbiera oddech. Dzień w dzień muszę się z nią układać. Jest to paradoksalnie, najprawdziwsza i najsmakowitsza próba życia. Teraźniejszość odkrawana po plastrze.

Niezawiniona siła przypadku nauczyła mnie wyboru. Mogłabym nadal „jeść nadgniłe jabłka”, by nowe, soczyste odkładać na lepsze czasy, nigdy nie poznając smaku świeżości; ostrożnie stąpać, oszczędzając, czekając marzyć o niemożliwym. Ale wybieram to, co spotykam tu i teraz, akceptując, że dalszego ciągu niebawem nie będzie. Korzystam z tego, co mi dane. Co zależy i nie zależy ode mnie. I póki mogę, czas spędzam mile, bez zamartwiania się, tym co będzie, patrząc mu prosto w oczy. Wybieram radość i pracę, nawet jeśli ta pierwsza jest tylko półuśmiechem, a druga usiłowaniem. Zatem teraz „sprzedaję miejsce na cmentarzu” i cieszę się tym, co mi dane.

Bogna Gniazdowska, 2025

Kwitnienie tkanek miękkich

Malowanie kwiatów – brzmi niemal jak metafora idyllicznej beztroski, uprawianie na płótnie lub papierze kawałka rajskiego ogrodu. Ale ponieważ słowa są pojemne, pod tym samym „malowaniem kwiatów” może kryć się opowieść o  wyjściu naprzeciw życia – geście imponująco stoickiej akceptacji rzeczywistości. Jaka by ona nie była.
Bogna Gniazdowska tworzy rośliny na pozór tylko znane botanice, rośliny – dodajmy – prowadzące własne, malarsko niezwykle bujne, życie. „Irysy” stają się ciałami o nieidentyfikowalnych tkankach pulsujących zwierzęcą siłą. Dzięki swadzie malarskiego gestu i wyobraźni barwnej zaciera się w nich granica między rośliną a zwierzęciem, choć – nie tylko ona.

Malowanie kwiatów ma przewrotnie emancypacyjny potencjał. W czasach wczesnej nowożytności kobietom wolno było malować rośliny, i niemal tylko je. Kultura patriarchalna wyraźnie sceptyczna była wobec damskich umiejętności podejmowania tematów zwanych wysokimi, dlatego kwiaty stały się motywem „kobiecym” – mniej istotnym retorycznie, sprowadzonym kulturowo do roli niegroźnej rozrywki lub, co najwyższej, estetycznej dekoracji. Formalną ramą i symboliczną pułapką, choć historia malarstwa pokazuje, że i kwiatami można sporo powiedzieć.

W niesamowity sposób ograniczenia gatunku przekroczyły malarki XX stulecia. Stylizowana forma kwiatostanu przypominająca żeńskie sfery intymne pojawia się wielokrotnie w obrazach Georgii O’Keeffe – to gest wyzwolenia, opowiedzenia o tabuizowanej sferze kobiecości przy pomocy „kobiecego” tematu. W obrazach Bogny Gniazdowskiej emancypacyjny charakter nie polega na wyzwoleniu się z okowów płciowego zaszufladkowania sztuki; ma charakter o wiele bardziej jednostkowy – formy kwiatów-organizmów stają się językiem opowieści o doświadczeniu własnej choroby. Zupełnie jak na kartach „Czarodziejskiej góry” – wypowiedzenie prawdy o chorobie symbolicznie unieważnia ją, staje się gestem zwycięstwa.

Wielka siła tych prac polega w znacznej mierze na zdumieniu. To, co na plastycznie powabne okazuje się największym lękiem współczesnych społeczeństw – nowotworem; to zaś co wizualnie wydaje się niebezpieczne, momentalnie ulega oswojeniu wobec myśli, że jest kielichem kwiatu. Bo też w pracach Bogny Gniazdowskiej dochodzi do niesamowitej osmozy. Kwiaty nabierają ludzkiej cielesności, a ludzkie tkanki zaczynają kwitnąć. To zdumiewająca, paradoksalna fenomenologia estetyki nowotworu.

Dlatego od początku myślenia o wystawie w Aptece Sztuki fascynowało mnie zestawienie „Irysów” z serią wariacji na temat tkanek ludzkiego ciała, i właśnie między tymi punktami rozpięliśmy dramaturgię pokazu. Rozpoczynając od monumentalnych płócien będących portretami kwiatów-ciał, przechodzimy w stronę roślin coraz bliższych ludzkim tkankom, aż wreszcie docieramy do rysunkowej analizy cząstek człowieczego organizmu zdających się – na podobieństwo roślin – płożyć, oplatać i pączkować, więdnąć i rozkwitać.

Malarska opowieść Bogny Gniazdowskiej ma piękne puenty. To, z jednej strony, bliska Mironowi Białoszewskiemu „estetyka przyjmowania wszystkiego”, z drugiej zaś – poczucie jedności między tym co zwierzęce a roślinne, między człowiekiem a przyrodą. Rainer Maria Rilke pisał, że akt twórczy to połączenie jednostki z uniwersum; tym razem nie tylko proces tworzenia, ale i jego materialny efekt poświadczają intuicję austriackiego poety.

Kiedy więc Bogna Gniazdowska – z właściwym sobie wdziękiem – mówi o „teraźniejszości odkrawanej po plastrze” ja myślę o Jej sztuce jako plastrze opatrującym rzeczywistość.

Paweł Bień, 2025

Zdjęcia prac

Zdjęcia z ekspozycji

Zdjęcia z wernisażu