Twórczość Henryka Krycha (1905-1980), malarza dziś niemal zapomnianego, zasługuje na powtórne odkrycie i ocenę. Przed wojną wymieniany jako kontynuator tradycji Witolda Wojtkiewicza i Tadeusza Makowskiego zdobywa w roku 1937 i 1938 zaszczytne wyróżnienie w Zachęcie za prace o tematyce dziecięcej. Wacław Husarski pisze wówczas: „(…) Z większą kolekcją prac wystąpił Henryk Krych, artysta młody zapewne, bo o nieznanym dotychczas nazwisku. Tematem najczęstszym jego obrazów są bawiące się dzieci, ale właściwym ich przedmiotem jest światło i powietrze. Te dzieci, brodzące po wodzie, albo tańczące na polanie leśnej – to tylko blade cienie majaczące poprzez mgłę powietrzną, w której światło przełamuje się jasno – tęczowymi barwami masy perłowej. Punktem wyjścia tej sztuki jest oczywiście impresjonizm, interpretowany jednak przez artystę na własny sposób. Malarstwo Krycha zawiera w sobie spore możliwości; jest w nim nieprzeciętne poczucie koloru, jest duże wyrobienie rysownicze i fakturowe, jest zrozumienie charakteru i ruchu – te dzieci, chociaż zarysowujące się wśród otaczającej je prześwietlonej mgły, jako sylwety zaledwie, mają jednakże dużo życia i prawdy; jest w tym malarstwie, co najważniejsze, niezaprzeczona oryginalność wizji; trochę to tylko zbyt jednostajne w tematach, trochę zanadto powtarzające się w kolorach, ale spodziewać się należy, że to taka seria, i że artysta rozszerzać będzie z biegiem czasu zakres swoich zainteresowań.” Po wojnie tematyka jego prac zawęża się do pejzaży, martwych natur i cyrków. Kolor jest subtelny, utrzymany w chromatyce ugrów. Z czasem błękitnieje, przechodzi w chłodne, seledynowe zielenie. Jest to malarstwo zmysłowe, operujące fakturą, grubymi impastami szpachli. Właściwie malarstwo materii, nieskłonne do teoretyzowania, przeciwnie – sensualne i biologiczne, a przy tym niezwykle delikatne. Z czasem dukt pędzla ośmiela się, pojawia się czarny kontur, wycinający grubą ostrą linią zarys przedmiotów. W obrazach z lat 70. XX wieku chromatyka nasyca się, pojawiają się wibrujące kontrasty czerwieni i czerni, na zielonych tłach drgają karminowe plamy. Obrazy Krycha są analizą świata przedmiotowego, w wyniku której odnotowuje się tylko pewne cechy, zawsze jednak powiązane z przedmiotem. Artysta wystawia na licznych wystawach ZPAP – Salonie Wiosennym i Zimowym, w Warszawie, Radomiu; w prywatnym salonie Nike przy ul. Marszałkowskiej prezentowany jest obok Józefa Pankiewicza, Władysława Podkowińskiego, Tytusa Czyżewskiego i Jana Cybisa. Organizuje szereg wystaw indywidualnych – w Warszawie w latach 1937, 1957, 1959, 1960, 1961; Łodzi – 1947, 1948; Chicago – 1969; bierze udział w licznych wystawach zagranicznych organizowanych przez BWA. Jego prace oglądać można w galeriach w Londynie, Sofii, Bukareszcie, Dortmundzie, Berlinie, Malmo, Lubece, na Teneryfie, w Wellington. Na wystawach zbiorowych pojawia się w czołówce polskich artystów – obok Andrzeja Gieragi, Stefana Gierowskiego, Lecha Kunki, Jerzego Stajudy, Henryka Stażewskiego, Jonasza Sterna, Andrzeja Urbanowicza, Ryszarda Winiarskiego, Rajmunda Ziemskiego. Jego obrazy trafiają do kolekcji Muzeów Narodowych w Warszawie i Łodzi a także do licznych kolekcji prywatnych w kraju i za granicą. Galeria Jacques Baruch w Chicago proponuje stałą współpracę. Amerykański krytyk Chester Clayton Long w „Midwest art mart” wśród najistotniejszych chicagowskich wydarzeń 1969 r. wymienia jednym tchem wystawę Henryka Krycha, Franka Stelli i Hansa Arpa. W artykule z Chicago Tribune z lutego 1969 roku czytamy: „Osoba, która nigdy nie widziała Polski i która wyobraża sobie, że jest tam ostre północne światło, tnące kontury wyraźnym reliefowym rysunkiem, byłaby zaskoczona obrazami Henryka Krycha. Artysta, urodzony w Warszawie, przedstawia krajobraz, wybrzeże i rodzime wioski w barwach, które są w większości miękkie i płynne, jak z weneckiej laguny. Wibrują piękną, subtelną szarością”. Pęd za nowością, eksperymentem, awangardą tak znamienny dla końca XX w. staje się przekleństwem wielu malarzy tradycyjnych. Drążąc naturę, szukając jej malarskich analogii, artysta mógł kiedyś przez wiele lat malować ciągle tę samą górę i cieszyć się tym samym jabłkiem, przeciwnie malarz nowoczesny, szybko wyczerpujący możliwości jednego motywu. Krych staje się zbyt tradycyjny. Nie podąża za modą, nie próbuje uwieść publiczności ani nowym gatunkiem, ani antymalarstwem – i choć trwa w okopach kapizmu, ciesząc oko intymnym, dyskretnym malarstwem, będącym przecież samą kwintesencją radości tworzenia – znajduje wiernych odbiorców. Wobec tak imponującego dorobku trudno wprost uwierzyć, że w ciągu niecałych 40. lat artysta ulega całkowitemu zapomnieniu.
Kurator: Katarzyna Haber