Umysł artysty podobny jest umysłowi boskiemu. Dane jest mu doświadczać jedności piękna i prawdy, uczestniczyć w tej jedności jako medium, powoływać nowe byty, wyzwalać zachwyt a czasem grozę i lęk. Najnowszy cykl grafik Agnieszki Cieślińskiej tworzy ogromne drzewo. Jest to fikus – Drzewo Życia. W tradycji alchemicznej materia prima często bywa przedstawiana jako alegoryczna figura drzewa, zaś na gałęziach arbor philosophorum umieszcza się alchemiczne symbole lub wizerunki mistrzów według schematu drzewa genealogicznego. Podobnie i tu, wśród gałęzi nanizane na konstrukcję niczym demony z indyjskich opowieści, umieszczone zostały postaci. Każda z nich żyje i zdaje się opowiadać inną historię. Męki i wybryki wyobraźni zaklęte w pokracznych figurach, czasem komicznych, a czasem przeraźliwych stawiają przed widzem intelektualny rebus. Postacie łączy sieć głębokich i niepojętych współzależności, jak w muzyce. Koherencja wszechświata wydaje się znikać, bo teraz wszystko zasadza się na relacjach. Na wpółświadomie podążamy za wzrokiem postaci, szukając poza obrębem obrazu tropów wyjaśniających zagadkę. Liczymy figury i przez symbolikę liczb usiłujemy przeniknąć intencje artystki. Postaci na drzewie wydaje się być 8, lecz kiedy już z satysfakcją odkrywamy tę liczbę “bramy” i “przejścia do innego wymiaru”, uświadamiamy sobie obecność psa. A zatem 9 – liczba niedoskonałości. Naszym mękom towarzyszy wychylający się z rogu wyjątkowej urody profil. Czy to kobieta, Ewa kuszona owocami Drzewa Życia, a może indyjski król Triwikramasena przymuszony zaklęciami do zdejmowania z drzewa asoka wisielca-demona? Drzewo Agnieszki Cieślińskiej wydaje się parabolą ludzkiego jestestwa. Łączy to co nieuchwytne, twórcze, ciemne i niepoznane z tym co jasne, racjonalne, precyzyjne, a zarazem niedoskonałe i podległe rozkładowi. Siłą sztuki Agnieszki Cieślińskiej jest połączenie pierwiastków tkwiących korzeniami w afirmacji natury, czerpiących ze świata baśni, z tradycji biblijnej i mitologii ze sferą najwyższej spekulacji filozoficznej. Mnogość tropów literackich wprawia w zdumienie. We wcześniejszych grafikach niczym na deskach teatru pojawia się korowód bohaterów. Są wśród nich Nastazja Filipowna, Makbet, Ryx – szesnastowieczny detektyw królewski. Artystka przyznaje, że podczas godzin spędzonych w pracowni towarzyszą jej audiobooki. Grafiki Cieślińskiej głęboko oddziałują na zmysły. Niepokoją, zmuszają do refleksji. Powtarzającym się lejtmotywem jest forma krawiecka. Twarze doszyte do manekinów, ułomnych, niedoskonałych imitacji boskiego pierwowzoru mają podwójne znaczenie. “Sztuka bałamuci” – mówi artystka. Tworzymy na obraz i podobieństwo, jednak powstaje jedynie manekin, surogat, choć staramy się nadać mu piękno i doskonałość. Symboliczne postacie kreśli ręka badacza. Idąc śladem pitagorejczyków w siatce wykrojów krawieckich dostrzegamy tajemnicze liczby, miary kątowe, wreszcie machiny. Wszystko zdaje się wymierzone, wykalkulowane i zaprojektowane. Krawiec-Uniwersum kroi na miarę, choć efekt jego pracy bywa niedoskonały. Najbardziej zaskakują sekwencje obrazów, gdy odkrywamy transmutację form. Syrena przeistacza się w ogon-tiarę, do którego przylega już tylko połowa twarzy. Psowaty Ryx wyposażony ciągle jeszcze w ludzkie atrybuty przeobraża się w ratlerka. Wszystko podlega prawu przemijalności i transformacji w myśl idei ciągłego powrotu do istnienia. W pewnym sensie sztuka jest duchową kreacją totalności. Nie naśladuje rzeczywistości, ona nią jest.