Małgorzata Jankowska trawestuje język romantyków niemieckich. Przetwarza jego fragmenty, rozbija na głoski. Wędrowcy, wraki statków, leśne ostępy, powalone drzewa, wreszcie zjawiska atmosferyczne:
mgła, pierwszy śnieg, deszcz – repertuar motywów jest znany, ale technika zmienia recepcję. Jankowska tworzy na papierze akwarelą i tuszem. Oszczędność techniczna zdaje się przeczyć gęstej i ekspresyjnej formie. Precyzja rysunku wymaga kalkulacji, wyklucza poprawki, ale zderzona z kipielą form, rozsadzających ramy obrazu, tworzy zaskakującą dychotomię. Jankowska, powodowana czysto sensualną radością obserwacji, otwiera przed widzem gąszcz szczegółów – liści, gałęzi, poroży i dekoracyjnych arabesek. Im bliżej podchodzimy, tym bardziej przytłacza nas ilość kształtów, wyłaniających się z form uprzednio nie dostrzeganych. W tym pozornie aleatorycznym i heraklitejskim procesie jest rytm i celowość. Artystka używa różnych perspektyw z wieloma punktami zbiegu. Jej świat jest niezgodny z prawami fizyki newtonowskiej, ale przy powierzchownym oglądzie wpadamy w pułapkę silnej iluzji rzeczywistości. Poddajemy się intuicji, lecz gdy odkrywamy absurdalne, nieraz sprzeczne ze sobą szczegóły – zaburzone proporcje, dynamiczną, falującą perspektywę, która zmusza nasz wzrok do wychodzenia poza, następuje konsternacja i zagubienie w tym kontradyktoryjnym świecie. Jankowska prowadzi z nami subtelną grę również na poziomie symboliki. W sylwetkach dzieci z porożami na głowach, dorastających dziewcząt prowadzących obłaskawione wilki i samotnych wędrowców odczytujemy wielowarstwowe odniesienia zarówno literackie, jak i archetypiczne. Freudowska sensualność, a zarazem jakieś nieuchwytne katastroficzne napięcie mącą idylliczny spokój przyrody. Jankowska zachęca nas do wędrówki. Przeżycie życia w „bezpiecznym, wygodnym miejscu” bez możliwości uzyskania odpowiedzi na najistotniejsze pytania, dotyczące
naszej egzystencji, napawa ją grozą. Powołuje się na podróż Herdera, który wyruszył zamieniając pewne w niepewne, ponieważ życie na lądzie zdawało mu się zbyt oddalone od pierwotnej natury, zbyt wygodne i zbyt zindustrializowane, by można w nim było odnaleźć prawdy absolutne, dotyczące jednostki i uniwersum.