Łukasz Rudnicki jest jednym z nielicznych polskich marynistów, jeszcze mniej licznych marynistów współczesnych i (spośród nich wszystkich) jedynym zapewne marynistą na wskroś nowoczesnym. Nowoczesnym – to znaczy nie tylko jak najdalszym od archaizujących stylizacji, lecz przede wszystkim artystą twórczo poszukującym, który zauważył i obrał za swoją tematykę zaniedbaną, zapomnianą. Zapomnianą jakże nieopatrznie, bo trudno o materiał malarski żywszy niż morze, bardziej zmienny, mieniący się wszelkimi barwami. Morze tak postrzegane staje się obrazem nieskończoności i gwarantuje swoim wyznawcom dożywotnią inspirację. Rudnicki jest współczesnym malarzem, który podjął grę z pewną konwencją, a więc niejako odruchowo konfrontujemy jego malarstwo z tradycyjną marynistyką – jednak natychmiast musimy dojść do wniosku, że jego malarstwo zdecydowanie należy postrzegać w znacznie szerszych ramach malarstwa tout court. Na obrazach Rudnickiego oglądamy malarskie ujęcia bezkresnych przestrzeni, podziwiamy przedziwne światło i refleksy świetlne, mamy okazję zachłysnąć się przestrzenią i morskim powietrzem… Jeżeli już odnosić się do tradycji, to obrazy Łukasza Rudnickiego mogą przywodzić na myśl świetlne koncerty Claude’a Lorrain albo nostalgiczne kompozycje Caspara Davida Friedricha. Obrazy Rudnickiego wciągają niczym przygodowe powieści naszego szczenięctwa. Groza czająca się pod lśniącą powierzchnią oceanu i kruchość ludzkiego istnienia; ucieczka, marzenie i krwawa wojna na Pacyfiku. Morze na obrazach Rudnickiego przywołuje wizje rodem z morskiego świata wyobrażeń, z Josepha Conrada i Szkarłatnych żagli Grina. Przypomina widzowi zbrodniczo-heroicznych kapitanów wilczej floty U-Bootów i obsesyjną melodię przewodnią z Das Boot.