Agnieszka Zawisza – Malarka, animatorka kultury, nauczycielka Historii Sztuki. Absolwentka wydziału Malarstwa warszawskiej ASP. Dyplom z wyróżnieniem obroniła w 2000 roku. Liczne wystawy indywidualne oraz udział w wielu wystawach zbiorowych w Polsce i za granicą, pokazują stałą aktywność twórczą artystki. Czerpiąc inspirację zarówno z podróży jak i z życia codziennego, w cyklach o rozmaitej tematyce, malarka jest wierna swojej koncepcji budowania płótna kolorem, ważnym nośnikiem emocji.
Nasycone intensywnymi barwami, rozedrgane migotliwymi pociągnięciami pędzla obrazy Agnieszki Zawiszy sięgają do tradycji ekspresyjnej abstrakcji i poetyckiej symboliki. Część z nich odurza barokową ferią barw, plątaniną plam, kresek i znaków, inne wydają się niemal ascetyczne. Tematem cyklu jest woda. Odczytujemy ją poprzez połyskujące refleksy i tajemnicze odbicia. Odnosimy wrażenie, że dostaliśmy się w wąską szczelinę pomiędzy snem i jawą, gdzie ontologiczny status miejsc, w które prowadzi nas wyobraźnia artystki trudny jest do odgadnięcia. Rzeczywistość umyka trzem wymiarom sytuując się gdzieś poza. Dla pogłębienia naszej dezorientacji Zawisza przywołuje czasem konturowe sylwetki postaci w niecodziennych pozach oraz sylwetki przedmiotów, których na pierwszy rzut oka nie możemy rozpoznać. Gdzieniegdzie wprowadza geometryczne kształty – koła, prostokąty. Wypełnia je odciskiem folii bąbelkowej i bliżej niezidentyfikowanych obiektów. Rodzajem wrażliwości przypomina to trochę rosyjskich konstruktywistów, a jednocześnie otwiera w pamięci obrazy, wyłaniające się spod na wpół przymkniętych powiek, w tym jedynym momencie tuż przed zaśnięciem. Woda dezintegruje i niweczy formę, wchłania Dzieło Stworzenia, ale po tym chwilowym powrocie do nieokreśloności rodzi nowe bujne życie. Jest późne popołudnie, może wieczór. Leniwe, ciepłe wody kipią zmysłowością. Ich bezkresna potencjalność wypycha z łona ziemi animalistyczną wegetację. Na brzegu, gdzie woda wnika w ziemię, wyrastają potężne kępy roślin. Tuż obok krajobraz industrialny. Kontury rur przecinają ciemną sylwetką jaskrawokolorowe płótna. Te minimalistyczne obrazy to reminiscencje z warszawskich Filtrów. Przez bulaj oglądamy neonowozielone pomieszczenie do ozonowania wody. To jak parodia procesu alchemicznego. Tu woda ulega sterylizacji. W retorcie wrze i kipi. Z substancji zawierającej nasienie wszechrzeczy pozostanie za chwilę spopielona resztka caput mortuum. W cyklu z warszawskich Filtrów odżywa tradycja akademickiej abstrakcji, z której wyrasta twórczość Zawiszy. Znajdziemy tu wprawdzie odbicie rzeczywistości, ale subiektywnie przetworzone, sprowadzone do minimalistycznej syntezy, znaku. To prace oszczędne, jak wizualne skróty, wymagające od widza wyciszenia i kontemplacji. Konstruowane z okruchów pamięci pejzaże stanowią pomost pomiędzy bujną wegetacyjną metafizyką Jakuba Boehema, “Porami roku” Rungego i kosmosem Novalisa a twórczością Marka Rothko czy Dana Flavina.