Odważnie przyznaje sobie i innym prawo do pogubienia się w procesie tworzenia nowej formuły rzeczywistości. Do opisu tego procesu używa słów, które w danej chwili odczuwa jako najbardziej naturalne. Zmienia słowa i zwroty, ale nie własne zdanie: jest konsekwentny w eksperymentowaniu.
Nowe formy wyrazu artystycznego łączy z tradycyjnymi. Dąży do prostych i jednoznacznych obrazów w przestrzeni cyfrowej. Podkreśla przy tym współzależność obrazów i tekstów. Daje odbiorcom tyle samo swobody co sobie, bo czym byłby świat sztuki bez eksperymentowania? Z czasem staje się ono gruntem do burzenia przez zbuntowanych następców. Twórczość Arkadiusza Glegoły ukazuje, że burzenie zastanego porządku nie oznacza braku szacunku do pracy twórczej z przeszłości.
Co jest podstawą Pana obrazów?
Interesuje mnie afekt, który burzy poczucie wewnętrznego porządku. Zaburzenie rytmu. Wysunięcie się poza obszar czasu. Wytrącenie z równowagi uruchamia taki rozwój wydarzeń, który inicjuje nową jakość. I to chcę osiągać. Jednoczyć ze sobą momenty niepewności, których suma może być powodem do określenia swojej postawy. Jeśli jednak miałbym wskazać ważniejsze deklaracje, to nie wybrzmiałyby one w żadnym konkretnym kształcie. Ulegają zmianom na tyle często, że ich struktura własna stanowi ciąg niedomkniętych idei, a nie zamknięty dekalog postępowania. I taką otwartość uważam za postępowy rodzaj pracy nad obrazem. Tożsamość formy wynika z jej udziału w większym procesie, bez określonego początku. Jej siła podyktowana jest temu jaką historię piszę samemu sobie.
Czytając Pana zbiór tekstów „Zdarzenia i przyczyny” odniosłam wrażenie, że to może być rodzaj manifestu.
Unikałbym stwierdzenia, że jest to manifest. Manifest jest jednoznaczną formą. Praca, o której rozmawiamy to zbiór notatek przypisanych do odpowiednich tematów, którym poświęcam uwagę. Niektóre fragmenty mogą być niezdecydowane. Mogą być nawet wątpliwe. Na tym polega charakter tego tekstu. Czasem to stawianie pytań z ujęciem niejednoznacznych odpowiedzi. A może bardziej niejednoznacznych, przypuszczalnych wydarzeń, których inicjacją stają się te pytania. Być może przy tworzeniu treści i interpretacji należy zwolnić i podjąć wybór. Ja jednak tego wyboru nie podejmuję w tekście. Podejmuję go w obrazie.
Warstwa wizualna jest więc przejawem pewności i decyzji. A czemu mają służyć spisywane słowa? Uznaje Pan tekst za ważną, integralną część procesu twórczego oraz wystaw i obecnej wystawy ”Relacja zdarzeń…”
Tekst dotyczy formy, moich doświadczeń z malarstwem, samym obrazem w połączeniu z ujęciem najbliższej rzeczywistości. To próba uchwycenia istoty pewnych kwestii dotyczących pracy twórczej, materii, oraz decyzji jakie wpływają na rozwój pracy i kształtowaniu własnej postawy – również tej mającej wpływ na szeroko pojętą codzienność. W znacznej większości są to notatki, które ciężko rozszyfrować czytając je tylko raz. Ich treść można czytać kilkakrotnie, żeby odnajdywać sens albo się w nim gubić. Sam często wpadam w ten proces.
Pomimo wniknięcia w treść, odejść w niezrozumieniu?
Treści służą przede wszystkim celom uświadamiającym moment, w którym się znajduję. Obecny kształt i charakter ekspozycji jest wynikiem konkretnej pracy. Słowa zdają się opisywać ten proces i jednocześnie stawiają obraz w relacji z tekstem. Ich symbioza z pewnością jest dla mnie ważna. To uniwersum od długiego czasu funkcjonuje nie tylko jako napęd do kształtowania przeze mnie formy, ale także jako prywatny leksykon. Staje się logiczny tylko wtedy, kiedy używam go w określonych momentach. Dodam jeszcze, że oprócz słów i obrazów jednoczę także zdarzenia. I ten tryptyk jest moim kanonem postępowania.
Jak tworzy Pan grafiki?
Punktem wyjścia jest przeważnie fotografia. Posługuje się różnymi mediami. Między innymi fotografią analogową, która uzupełnia myślenie w bardzo wiarygodny sposób. Sięgam po obrazy, powstałe w odległym momencie. Przenoszą one dawną obserwację i transformują ją do obecnego, aktualnego obiektu, który sam w sobie może stanowić odniesienie do przeszłości. Są to intuicyjne kroki, które składają się na bardzo prosty i skuteczny rezultat. Ostatnie działania, które można zobaczyć na wystawie przybrały kształt napiętnowanego autoportretu.
I pretekstem do działania staje się wizerunek i eksperyment.
Tak, wizerunek staje się próbą. Kieruję się widzeniem poprzez sytuację. Uaktywnione ze spoczywającej postaci obrazy przywołują tworzywo z niejasnej substancji. Całokształt zachowania jakim odznaczam się podczas uzmysłowienia nie do końca przejrzystych doświadczeń formuje detal. Tym detalem jest ułamek czasu i miejsca. Ułamek dawnej obecności, która potem poddawana jest rekonstrukcji. A właściwie zostaje ugnieciona do obrazów o zupełnie nowej, autonomicznej sile. Niezależnej temu co zostało już zapisane jako przeszłość. Mówimy tu o bezpośredniej ingerencji w fakty. Jest to forma wyobrażenia. Chęci usytuowania swojej sylwetki w nowej, pożądanej sytuacji.
Wygląda na to, że w zamyśle tworzenia tych grafik jest rezygnacja z ich wyłaniającej się formy i otwarcie poprzez zniekształcenia na zjawiska nieuchwytne. Sama istota prac jest umieszczona niejako poza nimi…
Ich istota właściwie wynika z formy. Mówimy o obrazach, których zniekształcenie, defekt – przeprowadzone działanie – stanowi jedną z ich najważniejszych wartości. Napięcie wywołane nielogicznymi rozwiązaniami wytrąca z domniemań na temat ich świata przedstawionego. Zdają się funkcjonować poza czasem i miejscem akcji przy jednoczesnym wrażeniu bardzo intymnej i określonej przestrzeni. To zamierzone działanie, chociaż nie jest planowane. Wynika z prób i błędów. Stawiania kroków we współczesnej przestrzeni nowych mediów. W przeciwieństwie do „tradycyjnych” środków wyrazu przestrzeń cyfrowa nigdy nie jest w pełni domknięta. Czytam ją jako nieskończoną – mającą swoją kontynuację dostępną w każdym momencie. Właściwie taki obraz rozwija się samodzielnie aż do momentu, kiedy może zacząć funkcjonować.
Pamięć. Jaką rolę odgrywa w Pana twórczości?
Sięgając do pamięci wyciągam wnioski. Z wniosków czerpię wiedzę o sobie i o otaczającej nas materii. Szukam znaków w przestrzeni oraz we własnej pamięci. Fundament malarstwa buduję na dystansowaniu się do siebie, wchodząc w głąb przestrzeni wyobrażeń. Opieram się na chęci obrazowania nowego porządku. Obraz z pamięci wyłania się w uproszczonej, niejasnej postaci. Jest gotowy jako doświadczenie duchowe, ale wciąż nie może uchodzić za dojrzałą formę przez złożoność wykluczającą jego zdolność do ukształtowania się samemu. Posiada jedynie cechy wiarygodności pełne zapożyczeń z naszego najbliższego otoczenia.
Czym dla Pana jest zdarzenie?
Przy zdarzeniu obraz nie jest wyłącznie dowodem, tylko żyjącą częścią otoczenia. Zdarzenie jest otworzeniem przestrzeni. Rodzajem napięcia w pełnej postaci. Relacją zmian. Jedyną pozostałością po wyraźnej, odznaczonej w czasie interwencji w porządek. Jego wpływ reguluje dynamiką naszego codziennego funkcjonowania. Pochodzi ze zmian, na które nie mamy wpływu ale także z tych, których powodem zajścia jesteśmy my sami. Dlatego przywoływane zdarzenia to również sam fakt gwałtownych działań malarskich – tych bezpośrednich, bieżących – na formie. Sądzę, że wyjaśnienie czym dla mnie są leży gdzieś pomiędzy tymi sytuacjami.
A tytułowa relacja zdarzeń?
Fotografia przenosi reminiscencje zdarzeń i transformuje przeszłość na wartość teraźniejszą. Rekonstrukcja formy zbudowana na podstawie jej zre-definiowanych doświadczeń wprowadza nowe fakty. Sytuowanie siebie w relacji z odnalezionym, zaginionym obrazem stanowi rozwiązanie dla uchowania własnego wizerunku. Jest też relacją zdarzenia jakie w domyśle miało miejsce, któremu szykuję możliwie jak najpełniejszy dowód jego zajścia. W drukach cyfrowych wzajemną, zdecydowaną narrację dyktuje i układa forma. Niezależnie od ich układu ekspozycji stają się jednym obrazem – panoramą czasu i przywoływanych już wcześniej zdarzeń.
Zamykanie pewnych etapów dodaje energii do dalszego rozwoju. Takim dopinaniem w pracy wizualnej są wystawy. Jaki etap zamyka Pan tą wystawą?
„Domykaniu” pewnych obszarów towarzyszy etap szczególnej uwagi. Niewątpliwie rodzajem oczyszczenia jest wystawa. Powoduje istotną wnikliwość we własne ślady. Bardziej lub mniej spełnione formy stanowią jedność, którą staramy się podzielić i określić. Zebrany zbiór buduje odbicie – lustro wartości, które ze względu na możliwość oglądania się wstecz nigdy nie żegna nas z pozostawionymi znakami. Oczywiście należy to robić z umiarem a nawet unikać długotrwałego spoglądania do tyłu. Zamykanie etapów rozumiem jako rodzaj punktu odniesienia w czasie. Wzięcie głębokiego oddechu i chwilowe spowolnienie. Jeśli mam wskazać etap, który zebrałem w jedność przez pokazywaną ekspozycję określiłbym go mianem wstępu na szeroki grunt, którego przyszłość rozwijać się będzie powoli ale w znaczący i wyraźny sposób.
Jaki etap więc Pan otwiera?
Oddam się wielu eksperymentom i działaniom jakich początek już miał miejsce ale zostały odłożony w czasie lub tym, nad którymi już pracuję. Prawdopodobnie zaburzę też dotychczasowy porządek, który groziłby monotonią obrazów.
Z Arkadiuszem Glegołą rozmawiała Magdalena Krowicka.