Galeria Apteka Sztuki

Baner z okazji 150 wystawy jubileuszowej
Ile warte są dla Ciebie wartości? Utwórz zlecenie stałe dla Galerii Apteka Sztuki

Aktualności

W Galerii "Apteka Sztuki"

Sztuka

Wystawy w Galerii "Apteka Sztuki"

Wywiady

Rozmowy o sztuce

ZAZ

Stowarzyszenie Otwarte Drzwi

Lab

Laboratorium graficzne

Eventy

Współorganizacja wydarzeń

Kultura

Wydarzenia kulturalne

Media

Piszą o nas

Wieczorek poetycki:
Mimo wszystko przemijam|
4 września 2020

Pan Andrzej Chutkowski odszedł od nas 14 czerwca 2020 r. Nadal nie możemy pogodzić się z tym, że już nie pojawi się na scenie w naszej Galerii i już nigdy nie usłyszymy jego pięknego głosu recytującego wiersze. Odszedł nagle, był pełen energii, pogody ducha, pisał kolejną książkę… Na wieczorkach poetyckich wprowadzał niepowtarzalny klimat. Zawsze elegancki, ubrany w garnitur i krawat, wypełniał swoją osobą całą salę. Nie widział publiczności, jednak od razu nawiązywał kontakt. Uważnie słuchał i czuł, że jest słuchany. Pan Andrzej bardzo profesjonalnie przygotowywał się do swoich występów, lubił przed wyjściem na scenę sprawdzić akustykę sali. Recytował bez mikrofonu, donośnym, pięknie brzmiącym głosem. Oto, co sam mówił o swojej poezji: „Co mi daje poezja? Jest dla mnie światem wspaniałych przeżyć, ucieczką przed szarzyzną codzienności, lekarstwem na stresy. Dzięki niej stałem się wrażliwszy, umiem dostrzec to, czego inni nie widzą, wzbogaca mnie wewnętrznie. Jest receptą na życie ciekawe, niekonwencjonalne, jest po prostu jądrem mego życia”. Pracownicy Galerii i zaproszeni goście pożegnali Pana Andrzeja prezentując jego wiersze.

Katarzyna Ziemińska

Wiersze

Andrzej Chutkowski, Bliskość. Jestem przy Tobie,
Czy muszę zapewniać?
Widzisz mnie przecież, czujesz
i słyszysz jak mówię.
Bądź ze mną teraz.
Nie obiecuj proszę, że to już niedługo
i że na pewno, tylko jeszcze trochę.
Bądź ze mną tutaj.
Nigdzie nie przechodźmy.
Nie mów, że tam będzie lepiej i że niedaleko.
Jestem przy Tobie, w tym miejscu, w tej chwili.
Proszę cię, zrozum…
przy Tobie to przecież nie znaczy tuż obok,
bo to jest inna istota bliskości,
w której to przenikamy siebie na wskroś i nawzajem,
aż do jednoczucia,
jednodrżenia,
jednobólu w końcu,
w mgnieniach naszego – razem,
gdy czas jest w bezruchu.
Patrzę teraz w Twe oczy, jak w łzach uniesienia,
mienią się w słońcu odblaskami pragnień
i pewny jestem, przy ich zielenią pulsującym lśnieniu,
szmaragdy dotknięte amsterdamskim szlitem,
zgasłyby w swych refleksach, gdyby wstyd czuć mogły.






Mów proszę, śpiewaj, pragnę Twego głosu,
co płynie do mnie falami wiolinów,
kiedy me dłonie, w swym rozleniwieniu,
błądzą gdzieś w labiryncie miękkości Twych włosów.
Bo znów smukłość Twą całą,
oblekłą w mgielny jedwabników odlot,
przemierzają roztrzepotanych palców radosnym popląsem.
Czy wszystkie zmienności kształtów
tak doskonale krągłych
będą umiały nazwać?
Czy wystarczy im na to fidiaszowych wzorców?
Nie mów, że dłonie moje snują się,
jakby męskiej pozbawione siły.
Dziś są drżące, niepewne,
czyli delikatne,
ale takimi właśnie pochwycę Cię 
uniosę bez trudu.
Poszybujemy razem
w przestrzeń nadobłoczną,
gdzie rozśpiewane ptaki, pod batutą słońca,
zarówno mocarne orły,
jak i rozmigotane tysiącem barw motylich
maleńkie kolibry
powitają nas deszczem kwiatów
przyniesionych wprost z dalekiej baśniowej krainy,
byśmy mogli z nich wiązać girlandy,
bukiety i wieńce.
Andrzej Chutkowski, Leśne złudzenie. W beżach, oranżach, ugrach, w niepoliczonych gamach brązu, tak las się dziś przebarwia – no cóż, taka pora. A tamto drzewo stojące w oddali Purpurą jakąś krwistą zapłonęło całe. Buk, dąb, czy jakieś inne? – pytałem sam siebie. Chciałem już podejść bliżej, gdy ten obłok biały, płynący przez firmament, zaczepił o ową koronę czerwienną i jakby flaga nasza, w swych obu kolorach załopotała. Wielka, dumna, potężnym drzewcem wbita w tę leśną polanę, zalaną skosem jesiennego słońca.
Andrzej Chutkowski, Babie Lato. Siwa czy może bardziej srebrna, w każdym razie idealnie cienka, a cienka, bo pajęcza nitka niesie swojego wytwórcę w świat nieznany, by mógł gdzieś bezpiecznie zamieszkać, po prostu przezimować. Czyżby jeszcze jeden fenomen sztuki użytkowej? Och! - Gdybym mógł tak na ten wspaniały wehikuł dostać choćby kilka miejscówek. Może by mogły w świat na jego pokładzie polecieć moje refleksje, najlepiej te o przemijaniu, bo to przecież jesień. Może wylądowałyby gdzieś w jakimś lepszym świecie, gdzie by je zauważono, pochwalono, doceniono, no i wyceniono godne honorarium. Ale nie mogę namierzyć kontaktu z pilotem. Jakieś nieznane częstotliwości, nie ma szans na porozumienie. Zupełnie tak, jakby był... Już poleciał dalej. A ja zostałem ze swoim tu i teraz, a jednak mimo wszystko przemijam.
Skip to content